14 grudnia 2014

Metal, drewno i klepsydra

Ogień, woda, ziemia, powietrze... Każdy z nas jest kombinacją tych czterech żywiołów, choć zazwyczaj jeden z nich wyraźnie dominuje nad pozostałymi. Symbolizują cztery stany skupienia materii i podstawowe potrzeby organizmu. A także odnoszą się do czterech typów świadomości i postrzegania rzeczywistości.

Chińczycy w II tysiącleciu p.n.e. wyróżniali pięć żywiołów: wodę, ogień, drewno, metal i ziemię. W Japonii zaś zaliczali powietrze, ogień, wodę, ziemię i pustkę (niebo). Hindusi wspominają o czterech podstawowych i eterze.
Od zawsze z czterema żywiołami kojarzone były fazy życia człowieka: dzieciństwo, młodość, wiek dojrzały i starość. Według wolnomularzy żywioły symbolicznie wiązały się także z etapami rozwoju duchowego ( rodzimy się z ziemi, stopniowo oczyszczamy, przechodząc przez pozostałe trzy).
Również przypisywano im określone temperamenty: powietrzu typ sangwinika, ogniowi - choleryka, wodzie - flegmatyka, ziemi - melancholika.

Podobno jestem ogniem. Jednak większość określeń się nie sprawdza. Dlaczego? Nikt nie jest idealny.
 Niektóre cechy charakteru z pozostałych (podstawowych) żywiołów sprawdzają się. I wreszcie udało mi się ułożyć całość :).

Charakteryzuje ich intuicja, inicjatywa i niespożyta energia. We wszystkim czym się zajmują potrzebują rozmachu, dużo przestrzeni i nie zależności. Od otoczenia oczekują podziwu i pełnej akceptacji. Są wyrachowani. Nie ma dla nich przeszkód, śmiało realizują nowe projekty i przedsięwzięcia wymagające dużego nakładu energii. Są niezmiernie aktywni, wręcz nie mogą usiedzieć w jednym miejscu.
To ludzie ruchliwi, dużo gestykulują. Potrzebują ciągłych wyzwań, uwielbiają ryzyko i niebezpieczeństwo. Zarażają innych entuzjazmem, radością życia i zapałem. Niestety, bywa i tak, że ludzi o innym typie osobowości mogą zadręczyć.
 Niekiedy zbyt natarczywie domagają się uwagi, lojalności, a nawet poświecenia, jednocześnie nie dostrzegają swojego egocentryzmu i wykazując stanowczo za mało troski o bliskich. Są skłonni do dramatyzmu, nie ostrożności i brakuje im cierpliwości. Nie liczą się z ludźmi, co niestety, przysparza im wrogów.
Mają skłonność do zamartwiania się błahymi sprawami, a jeśli coś nie układa się po ich myśli, potrafią zareagować skrajną wrogością. Niestety, dość łatwo i szybko się obrażają ( ale też szybko umiem wybaczyć :) ). Często potrzebują odosobnienia, bo tylko w ciszy potrafią uporządkować i zrozumieć swoje uczucia.
Lubią rzeczy niezbadane i tajemnicze. Trudno ich do końca rozszyfrować, bo często sami nie wiedzą, co kryje się w ich wnętrzu.Są dobroduszni, dopóki wszyscy wykonują ich polecenia. Urazy chowają długo i głęboko.
Nigdy nie zapominają.
 __________________________________________________________________________________
Artykuł z Natury a jaki ciekawy. Uff, jestem z siebie zadowolona. Zrobiłam zdjęcia opisu każdego żywiołu żebyście mogli śmiać się z tego co o was napisali.
Horoskopy sprawdzają się w 50% albo wcale.

Taki powinien być opis ognia ( przecież płomień może się zmieniać[ z koloru do wielkości])

Co do Alex. Nie wiem kiedy będzie kolejny wpis, bo mam parę rzeczy na głowie. Powinien być pod koniec miesiąca. Może na gwiazdkę? Kto wie :D.

O co chodzi z tą klepsydrą? A skąd mam wiedzieć! Lubię to słowo. Ma dużo znaczeń. Myślę, że miałam na myśli, że za każdym dniem, godziną.... Przeobrażam się w coś innego? Każdy inaczej się zmienia.
Mój znak zodiaku? Strzelec.




20 listopada 2014

Mleko pije kotka czyli w skrócie istny debilizm

Kim jestem? Jest to trudne pytanie.Wszystko miało by sens gdybym na siłę nie starała się być w centrum uwagi. Szczerze, to tylko ja o tej kwestii wiem i ciężko mi się jej pozbyć. Samoistnie nie należę do żadnej grupy - jestem obok. Przyglądając się im widzę improwizację. Jednak moje domysły nie sprawdzają się - są tacy na prawdę. Natrafić na kogoś prawdziwego jest tak trudno jak nie zjeść od razu swojej ulubionej czekolady( ulubiona? gorzka z pomarańczą :3). Odsuwając się automatycznie cząstka chce ze mną gadać. Również zadaje to irytujące pytanie: Dlaczego jesteś taka smutna?

Nie jestem, "rozluźniam tylko mięśnie twarzy".
Każdy osądza mnie inaczej(trochę mnie to dołuje jednak z drugiej strony nikt nie wie o mnie wszystkiego[ chyba, że moja siostra :)]).

Piękne prawda? Tak kiedyś skończymy :).
Zastanawiałam się ostatnio dlaczego mleko nie pije kotka skoro on to robi?















Skończyła mi się wena w kapsułkach, więc teraz to co zwykle. Nie lubię niebieskiego, mydła, wrednych ludzi. Dla tego mam mało znajomych :( . Pocieszające jest to, że udało mi się odnaleźć garstkę prawdziwych. Boję się autobusów, pająków. Jeżeli ktoś powtarza przy mnie słowo "krew", opowiadając przy tym czuję jak moje ciało mdleje :d.
Teraz najtrudniejsze pytanie: czego słucham? Blink-182, Green Day, Echosmith, Muse, Radiohead, Cat Power... Dużo zespołów poznałam dzięki jednej stronie(klik). Teraz mam tam około 250 utworów (połowa nie jest nawet ściągnięta). 
* niedawno ściągnęłam - jestem wolna :D
Gram na pianinie, wiolonczeli. Jednak nie lubię tych instrumentów. Pragnę odkrywać nowe dla tego te już mi się nudzą.
Nazywam to melancholijnym przymusem, ale z resztą to historia na inną okazję. 
Kocham słuchać grzmotów piorunów i kropiącego deszczu.
Jestem Potterhead - Gryffindor(nie zmyślam jak większość społeczeństwa mugoli). 
Wymyślam dziwne komiksy i większość moich rysunków jest na polskim( np. człowiek z czarną twarzą). Tak nie są one normalne. Zaczęłam przerysowywać stwory i postacie z Dofusa. Te "puste oczy". Polecam serwer Rosal, na pozostałych jest mało użytkowników.
Myśląc o tym co miałam napisać wychodziło mi to lepiej  niż pisanie o tym.
 "Uśmiech losu można zobaczyć nawet w tych najciemniejszych chwilach, jeśli tylko pamięta się, żeby zapalić światło." A. Dumbledore
Dlatego postaram się brać częściej pamicon i uaktualniać tą stronę.

Napisałam wszystko chaotycznie, bo dużo rzeczy wpadało mi co chwila do głowy. Pozdrawiam Maję :"). 
"Ludzie normalni są nudni, więc po co być jednym z nich..."
mój cytat, można powiedzieć, że określa on cząstkę mnie :).

9 listopada 2014

„Noc jest ciemna i pełna strachów”

 Kiedy odeszli została jeszcze przez chwilę w jadalni. Nikogo już nie było oprócz niej. Przez kilka minut próbowała poskładać sobie w głowie to, co dzisiaj usłyszała. Oparła łokcie na stole patrząc na nierówny blat. Rozglądnęła się szukając czegoś godnego uwagi. Usłyszała tylko brzęczenie przelatującej muchy. Tak po za tym, nie działo się nic. Równie dobrze mogłabym w tej chwili dowiedzieć się, że jestem Bogiem. Omiotła jeszcze raz wzrokiem nocny krajobraz. W oddali uchwyciła centaura, który zmierzał powoli w jej kierunku. To chyba ten Chejron o którym wspominał Grover. Miał ciemną brodę i był dobrze zbudowany. Przez ramię miał przewieszoną kuszę. Jeszcze dzień się nie skończył. A myślałam, ze nic już mnie nie zdziwi. Od pasa w dół jest koniem. Cóż, centaura tej nocy się nie spodziewałam...
- Witaj Alex. - przywitał się - Masz szczęście, że nie ścigało cię stado potworów. Większości z was ciężko tu dotrzeć. Sekutnica postarała się z tymi zabezpieczeniami swojego pojazdu. Udało nam się posłać do ciebie Grovera. Wcale nie trudno było ciebie wytropić.
- Pan to pewnie Chejron. - powiedziała ziewając - Podobno jest pan mistrzem szachów.
- Nie lubię się chwalić, ale tak owszem. - zaśmiał się - Czego to ten satyr nie wymyśli. - po chwili przerwy dodał:- Jak się czujesz?
- W sumie dobrze nie licząc tego, że przez ten rok mało co nie zostałam nieboszczykiem. - rzekła z nutą ironii.

Przypomniała sobie dwie erynie, które mało co a przerobiłyby ją na mielonkę 6 miesięcy temu, ale to historia na inną okazję. Jeszcze parę dziwnych spraw, które ujawnię wam później.

- Widzę, że miałaś trochę wrażeń. - zaśmiał się - Dobre, jest to, że jedna z wielu przynajmniej jesteś przygotowana do zajęć. Chciałabyś przejść się ze mną do Wielkiego Domu? Wyjaśniałbym ci parę spraw.
- I tak nie mam na razie nic do roboty, wiec czemu nie - ziewnęła
- Przygotuj się na długą noc. Mamy dużo do omówienia. Zrobię ci coś ciepłego do picia, bo widzę, że zaczynasz już zasypiać.
 - Mógłby pan mi wyjaśnić jak powstali bogowie?
- Król tytanów, jednoczeście mój ojciec...
Powoli zaczęła wsłuchiwać się w opowieść Chejrona. Okazała się bardzo ciekawa. Jadł swoje dzieci? Boże...
Ujął w niej bogów, potwory i inne osobistości żyjące w mitologii greckiej.
- A dlaczego Zeus, Hades i Posejdon przeżyli?
- Uciekli mu i jednocześnie unieszkodliwając go na parę tysiące lat. Podobno z wiekiem zaczyna się budzić.
- Jak do tego doszło? - spytała z zaciekawieniem
- Potnęli go na szczątki i wrzucili do głebi Tartaru.
- A, jak się nazywał?
- Kronos - powiedział półszeptem

Zbliżając się powoli do Wielkiego Domu zaczęła rozumieć niektóre rzeczy. Grover miał rację. Trzeba było od razu pójść do niego.
- Mam nadzieję, że zrozumiałaś te kwestie o których ci mówiłem.

Tak na prawdę to "zrozumiałam" tylko tyle, że jestem herosem. Jeżeli mam tą "moc", to uwierzę jak zobaczę. Pośród ludzi osoby takie jak ja... Chyba się przyzwyczaję. Ale do tych Bogów co żyją od wieków aż do teraz... Nie, nie mogę. Ale najgorsze jest to, że nie nikt nie uświadomił mi, tego wcześniej. Dlaczego mama nie raczyła mi o tym choćby wspomnieć? Tak, wiem, że mam do niej zadzwonić... Może wtedy wszystko się wyjaśni.

... Nie chce mi się opowiadać tego jeszcze raz. W razie czego, pytaj. Za nim wejdziemy musisz mi coś obiecać. Jest tam Dionizos. I eee... no nie lubi herosów, więc staraj się przy nim nie odzywać.
- Bóg? W środku? - zdziwiła się - No, ale ok, chyba sobie poradzę... - obojętnie pociągnęła za klamkę i weszła do pokoju.
- No i jak tam twoje wraże...
- Chejronie mówiłem ci żebyś nie sprowadzał tutaj herosów - wszedł mu w słowo Dionizos
- Poznaj pana D. To Bóg wina. Będzie jeszcze musiał tu zostać przez, no kilka lat. Wielki awanturnik, ale można się do niego przyzwyczaić.
- TY jesteś tą dziewczyną, o której on tak nawija, tak? - zmierzył Alex nieco zainteresowanym spojrzeniem po czym na jego twarz wrócił zwykły grymas i powiedział: - Brzydzę się wami. - pan D. machnął ręką i pospiesznie poszedł do swojego pokoju i zatrzasnął drzwi.
- Dziwny facet. Wiesz co? Muszę ci przyznać, że dzisiaj był wyjątkowo miły. Może dlatego, że dałem mu wygrać partyjkę? Nigdy nic nie wiadomo.
- On to tak zawsze?
- Od kiedy dostał karę, bo w ramach niej nie może pić wina. Trochę mi go szkoda, choć muszę przyznać, że należała mu się. Nie trzeba było... A nie ważne.
- Och, to rzeczywiście musi wkurzać, skoro przecież jest bogiem wina...
- Gdybyś wiedziała jaki był nieznośny kiedy pił.
- Już sobie to wyobrażam. - ziewnęła
- No to chyba już sobie nie pogramy. Idź spać. Dobrze ci zrobi. A, jeszcze herbatka. - dodał

Podał jej ze stołka.
- Kiedy pan ją zrobił?
- Przed chwilą.

Było to dziwne, bo nie zauważyła jej wcześniej ani tego jak ją robił. Wzięła kubek do ręki i powoli wypiła jego zawartość. Od razu zrobiło jej się lepiej. Smakowała miętą, była dokładnie taka jaką robi jej mama. Skąd on zna jej przepis. Magia, znowu będę musiała się z tym uporać. Ale jak!? Nawet nie machnął ręką. Pewnie mam zwidy. Znowu przerysowuję.

- No to co, jutro pogramy? - zapytał
- Pewnie tak. Chejronie, dużo jest takich osób jak ja?
- To znaczy?
- Herosów i tak jak wy to nazywacie... nieokreślonych?
- Zależy... Ale herosów jest masa. Dlatego musimy jak najprędzej ich znaleźć. Dobra, wracaj już do siebie, bo cię noc zastanie.
Zamknęła za sobą drzwi udając się w kompletnej ciemności do domku. Co chwilę zawracała, rozglądała się, ale i tak nie dawało to żadnego skutku. Nie mogła go znaleźć. Tak jak by ktoś chciał ją zatrzymać przed wejściem do niego. W końcu stanęła w miejscu. Usłyszała stukanie ciężkich kopyt w oddali. Postanowiła udać się w ich kierunku. To zwierzę, tak to określiła, nie było same-ktoś tam jeszcze był. Zaczęła podążać za odgłosem aż znalazła się tuż przy sośnie. Jeżeli wyjdę po za nią mogę być w niezłych tarapatach. Ryzyk, fizyk. Nie podeszła blisko. Tylko do tego miejsca, w którym widziała zarys sytuacji. Pewna postać walczyła z ogromnym zwierzęciem. Minotaur! O nie. Przecież on może go... Kiedy lepiej się przyjrzała zauważyła, że był to chłopak w jej wieku.  Zatrzymywał się przy drzewie a gdy bydlę podbiegało przesuwał się o kilka cali. Chciała pomóc, ale coś ją zatrzymało. Głos: Nie podchodź do niego. Zawołaj o pomoc. Przyda mu się.

Nawet nie miała jak podejść, bo kiedy chciała to zrobić nie mogła się ruszyć. Gdy się cofnęła nogi o dziwo zadziałały normalnie. Nie miała innego wyjścia, mogła się tylko oddalić. Pobiegła szybko w stronę Wielkiego Domu. Spotkała pana D. Wyjaśniła w skrócie to co zobaczyła a on na to:
- Idź już spać. Ja się nim zajmę.
- Okej.

Nie jest taki zły jak go opisują.

Próbowała z uporem iść za Bogiem, ale nogi coraz bardziej jej ciążyły. W końcu zrezygnowała, usiadła na ziemi, głowę położyła pomiędzy kolana. Znów usłyszała ten głos: Ja ci tylko pomagam, nie chcę aby cokolwiek złego ci się stało.
- Jak byś powiedział chociaż kim jesteś, było by lepiej! - krzyknęła podnosząc głowę szukając osoby wypowiadającej te słowa, spoglądając w nocne niebo usiane gwiazdami
Zrozum, to dla twojego dobra. Mam nadzieję, że pojmiesz.
- Nie! Właśnie nie! Za dużo już tego dobra.- ostro rzuciła szybko wstając. Jednak dodała:- Czy ty mnie w ogóle rozumiesz? - machnęła rękami
Nie jestem tobą, więc nie. ale połowicznie, tak.
- Zajebiście intrygujące, wiesz?

No, no widzę, że masz parę cech po mnie. - zaśmiał się

Zastanowiła się przez chwilę. I dodała:

- CZEKAJ, to ty jesteś moim ojcem?

Jak sądziła już się nie odezwał. Chociaż zrozumiała kim była ta osoba. Ktoś dotknął ją w ramię. Wzdrygnęła się i już miała się odwrócić gdy ta osoba powiedziała:
- Hej, co ty tu robisz? Jest 2 rano. - zapytała dobrze zbudowana i szczupła blondynka o oczach szarych jak burzowe chmury. Jej włosy były lekko pofalowane
- Można powiedzieć, że gadam sobie z moim ojcem.
- Z mojej perspektywy inaczej to wyglądało. Wszystko w porządku?
- Zależy jak na to spojrzysz. - odetchnęła głęboko i powiedziała:- Jetem tu nowa, paru... ymm, większości rzeczy nie rozumiem i teraz tak jak by znalazłam ojca. Bardziej jego głos. No, ale już przynajmniej wiem kto mi mąci w mojej głowie.
- Ja tu już trochę jestem. Widzisz te paciorki, na moim wisiorku? Na każdym przedstawione jest to co się wydarzyło w przeciągu 1 roku.
- Chociaż ty już się oswoiłaś.
- Mów mi Annabeth.
- A ja jestem Alex.
-  Jeżeli chcesz mogę ci pomóc, między innymi poznać ojca. Ja już poznałam swoją matkę, Atenę.
- Dzięki. A tak na przyszłość, weź mnie tak nie strasz. I może chodźmy już spać... Nawet nie wiesz jaki dla mnie był to ciężki dzień. - westchnęła
- Prawdę mówiąc, to wiem co przeżywasz. Też miałam ostatnio wiele ,,przygód" Ale to długa historia. Opowiem ci przy najbliższej okazji.
- Okej. I tak w ogóle, to co ty tu robisz?
- Miałam zająć się pewnym chłopakiem.
- Tym co walczył z Minotaurem? Może bym ci pomogła?
- Nie, lepiej idź się prześpij. Skąd wiesz, że...? Nie ważne. Trafisz sama w tej ciemności do swojego domku?
- Tak, ale i tak muszę sobie kupić mapę tego miejsca.
- Mogę ci narysować. Lubię robić projekty. A ta noc jest do tego idealna.
- Tak, będę bardzo wdzięczna. To do jutra!

 Zostawiła ją i zanurzyła się w swoich przemyśleniach. Córka Ateny, hmm. Dobrze, że nie Zeusa.
Szła powoli tym samym krokiem drogą prowadzącą do jej domku. Miała rację, ta noc rzeczywiście jest piękna. Wciągnęła głęboko powietrze do płuc. Jakie ono czyste. Po chwili spadło na nią obezwładniające uczucie senności, wtedy kiedy znalazła się tuż przed domkiem. Chciałabym teraz runąć na ciepłe, wygodne łóżko. Położyć głowę na pierzastej poduszce i zasnąć. Nie pamiętając snów, po prostu spać, spać, spać. Ohh, jaka ja jestem zmęczona.

Nacisnęła na klamkę i po cichu otworzyła skrzypiące drzwi. Weszła do środka i powoli przechodziła przez pokój. Było to dość trudne, bo większość leżała na na niskich materacach, nawet po kilka osób. Położyła się na niezajętym przez nikogo łóżku. Dobrze, że takie w ogóle się znalazło. Od razu gdy na nie padła rzeczywistość wygasła i znalazła się w głębokim śnie. Przez około 6 godzin nie miała pojęcia co jej się śniło. Jednak potem zaczęła śnić na jawie.
Znalazła się w opuszczonym, małym miasteczku. Niektóre czarne latarnie ustawione co jeden metr świeciły się a inne gasły. Było to mroźne popołudnie. Wszystko było czarno-białe. Gdy spojrzała na siebie zobaczyła, że jest ubrana w długi czarny płaszcz i zmyte, szare, ciężkie glany. Na obu dłoniach miała rękawiczki bez palców w czarno-czerwone paski. Na głowie miałą ciepłą czapkę.
Bardzo zachciało jej się pić. Pobiegła przed siebie rozglądając się za jakimkolwiek spożywczym sklepikiem. Nic nie znalazła. Usiadła na szarym murku, dmuchając powietrzem by ocieplić lodowate ręce. Usłyszała ciche buczenie. Gdy podniosła głowę zobaczyła przed sobą wesołe miasteczko. Niechętnie poszła w jego kierunku. Od zawsze bała się tego miejsca. Klauni ją przerażali. Zawsze byli uśmiechnięci tak jak coś brali albo zostali zaczarowani.
Po przejściu obok tabliczki z napisanym odręcznie napisem ,, Lunapark " jej kroki zaczęły zwalniać. Maszyny chociaż nie obsługiwane przez nikogo, też zaczęły spowalniać swój bieg. Usłyszała za sobą tupot ciężkich butów. Zbliżających się ku niej. Gdy się odwróciła ujrzała zarys postaci, która jednak zaraz zniknęła rozpływając się w powietrzu.

Sceneria się zmieniła. Teraz znajdowała się w knajpce, która śmierdziała z każdej strony piwem, papierosami i spoconymi męskimi wałami. Nie znajdowała się w jej środku lecz widziała zarys sceny tam rozgrywającej się. Tak jak by oglądała film, była bierna, nie mogła nic powiedzieć, ale mogła się poruszać w środku obrazu. Zatrzymała się przy stoliku gdzie dwójka starszych ludzi rozmawiała z przejęciem o jak z tej rozmowy wynikało, kimś ważnym. Przysłuchując się każdemu słowu zrozumiała o czym rozmawiają te osoby. O niej.

- Ona nie powinna istnieć. Przecież wiesz jaki jest zakaz!
- Ty go już złamałeś. Zapomniałeś?
 - To nie znaczy, że stał się unieważniony. Ot tak! - uderzył mocno w stół wbijając swoje oczy w kolęgę strzelając z nich.
- Jestem bogiem jak ty, ale widać mądrzejszym.
- Bracie, nie mam ochoty wchodzić w rozmowę nie mającą sensu!
- To po co zaczynasz? Zostaw ją w spokoju.
- Mogłeś zostawić moją.
- Zostałem do tego zmuszony.
- Tak tego nie załatwimy.
- Nie mam nawet pojęcia o czym gadamy, Zeusie. Sprawa załatwiona. Jest w obozie herosów i ma się dobrze.
- Jeżeli popełni choć jeden błąd, będę zmuszony ją zabić.
- Albo zamienić w drzewo.
- To sosna! A nie jakieś, bylejakie drzewo - krzyknął podkreślając ostatnie słowo
- Niech ci będzie, ale ja już kończę rozmowę. - pokazał palcem w jej stronę. Po czym obraz stał się zaczął się coraz bardziej zagęszczać, jakby utonęła we mgle.

Potem zasnęła głęboko leżąć tak aż do poranka. Nagle coś zaczęło ją razić po twarzy - jasne promienie czegoś ciepłego. Otworzyła powoli oczy uzmysławiając sobie, że to tylko słońce. Chociaż go nie cierpi cieszyła się, że to tylko to. Koniec tej nocy. Nareszcie. Przez dłuższą chwilę kleiły jej się trochę oczy, ale gdy wytęrzyła wzrok zauważyła pochylone nad nią głowy.
- Wiesz co? Następnym razem jak nie pójdziesz z nami na ognisko. To cię zatłuczemy. Było wspaniale. - powiedział ciemno włosy
- Wszystko z tobą wporządku? Mamrotałaś przez noc mówiąc coś o lunaparku? Zbytnio nie zrozumiałem - zapytał ten z jasniejsza czupryną
- Dajcie jej spokój, dopiero wstała, a to jej pierwsza noc w obozie. Teraz trzeba poszaleć! - Luke podnióśł rękę krzycząc.
- Dzięki chłopaki - ziewnęła - Ale miałam wieczorem trochę zbyt wiele wrażeń. I teraz o czym jedynie o czym myślę to ciepłe kakao. Ale wieczorem, hmm, jasne, czemu nie - uśmiechnęła się
- Daj rękę, pomogę ci wstać. Za kilka minut musimy być na śniadaniu. Razem poradzimy sobie z tobą. Gdzieś tu chyba jest szczotka. - rozglądnął się wokół - Według mnie ładnie wyglądasz w rozczochranych włosach, ale inni raczej tego nie pochwalą.
- Spoko - rozciągnęła się - Ale do łazienki pójdę sama. Dobrze?
- No okej, ale się pośpiesz. - zaśmiał się
- Złowiłem parę rzeczy, no przed chwilą. Masz tu szczotkę do włosów, zębów, koszulkę, gumkę do włosów, i ręcznik. - nałożył jej te wszystkie rzeczy na twarz. Od razu spadły, ale poprawiło jej to humor, jednocześnie ją budząc
- Uznałabym to za zwinięcie, ale dzięki. - wzieła wszystkie rzeczy zatrzaskując się w łazience.

Założyła szybko koszulkę obozu, umyła zęby, rozczesała włosy łapiąc je od razu i zawijając w kitkę. Zauważyła też turkusowe sztruksy, które leżały pod tym wszystkim. O tym nie wspominał, ale dobrze wybrał. Poprawiła zegarek na ręce. Wzięła wczorajsze rzeczy z podłogi i zaniosła na łóżko.
- Będziesz musiała później je jakoś sensownie ułożyć, dzisiaj jest inspekcja.
- Daj spokój, kończmy tą gadke, lecimy na śniadanie. - rzucił Luke.

28 września 2014

Miętowa babeczka idzie z dymem

W tym rozdziale jest więcej dialogów - nie miejcie mi tego za złe. Mam nadzieję, że do tej pory wam się podoba.
Wygrałam dziś BIG MILKA! Fajnie by jeszcze było gdybym mogła go wymienić. Ale nie! Wszystkie sklepy w mojej okolicy twierdzą, że oni tego nie robią.

- Dobra, już jesteśmy. Poczekaj, poszukam ci jakiegoś dobrego sprzętu. - powiedziała Clarisse
- Weź zobacz ten. - powiedział chłopak, który właśnie wszedł do zbrojowni po czym rzucił jej miecz. Był bardzo przystojny, wysoki i wysportowany. Miał blond włosy i niebieskie oczy.
- Dzięki, jest na prawdę świetny. - odpowiedziała Alex ważąc go w dłoni i sprawdzając ostrość.
- Luke... To ja miałam jej... - wycedziła przez zęby
- ... jakiegoś dobrego poszukać? Tak, wiem. No, ale wiesz ja byłem szybszy. - zaśmiał się. - Nowa? - spytał się jej
- Tak, i co z tego? - wrzeszczała
- Clarisse. Kochana. Nie tak ostro - z wyrozumieniem powiedział Luke.
- Jak jeszcze raz, tak mnie nazwiesz, to popamiętasz. - wydarła się córka Aresa
- Ej uspokójcie się. - wrzeszcząc weszła pomiędzy nich Alex. - Czekaj... ty jesteś Luke. Tak? Hmm, syn Hermesa?
- Tak, skąd to wiesz?
- Zgadłam. Ehh, no przecież znalazłeś mi miecz. Albo ukradłeś.... - odpowiedziała, tego ostatniego na szczęście nie usłyszał
- Piękna i mądra. - powiedział, a na jego słowa Alex prychnęła. - Mówię totalnie serio. - uśmiechnął się
- Bo za raz puszczę pawia. Chodź dziewczyno, bo cię zanudzi na śmierć. Musimy się wynosić do jadalni.  - oznajmiła córka Aresa
- No to cześć. Do zobaczenia na kolacji. - wykrzyknęła do Luka Alex
- Cześć! - pożegnał się

Ciekawe czy można mu ufać... Słyszałam o Hermesie na historii. Koleś jest jak poczta. Najfajniejsze w nim jest to, że ma latające buciki. Hahaha. Ogólnie jest ciekawy. Lubi płatać figle, śmiać się i grać w różne gry. Też czasem robię żarty. Rok temu na obozie przefarbowałam chłopakom wszystko na róż. Też nałożyłam im klej na siedzenia a tym, którym się nie dało poduszkę (tą od "pierdzenia"). Graliśmy wtedy w karty... Na szczęście nie wpadłam. Jednak nie robię tego często i na pewno nie byłabym tak dobra jak on sam. Coś mi się zdaje, ze lepiej go mieć jako kumpla. Nie chcę, żeby oblał mnie zsiadłym mlekiem czy coś...

- Ehh, co on w tobie takiego widzi? - zapytała ją Clarisse odrywając od rozmyślań
- Też nie mam zielonego pojęcia. Podoba ci się?- zagadnęła Alex
- No co ty. Oczywiście, że nie. A tobie?
- Mi też nie, zgadzam się z tobą w stu procentach.

Nie byłam co do tej odpowiedzi pewna, bo przecież mam dopiero dwanaście lat i niewiele wiem o tych sprawach. Nie odczuwałam nigdy takiego uczucia. Lubię towarzystwo chłopaków. Większość dziewczyn, które spotykałam były: zakupocholiczkami, albo po porostu nudne. Są też takie, które próbują nastawić wszystko przeciwko tobie. Tak abyś nie miał żadnych przyjaciół i żył w strachu. Spotkałam się z takimi, ale nigdy nie dotyczyło to konkretnie mnie. Chciałabym spotkać kogoś kto mógłby być moją przyjaciółką, ale do tej pory nie udało się to, dlatego trzymam się z  chłopakami.

- Masz przy sobie zegarek? - powiedziała Clarisse
- Jasne.
- Która jest? - spytała ze zniecierpliwieniem
- 18:15 - odpowiedziała Alex z całkowitym spokojem
- Chodź, bo się jeszcze bardziej spóźnimy. Pan D. jest teraz strasznie upierdliwy. Na szczęście mamy niedaleko. Przebiegniemy się. - chwyciła dziewczynę za rękę
- Dobra, to lecimy. Nie chcę go drażnić. Grover wspominał, że lepiej bogów nie denerwować.- uśmiechnęła się.

Przebiegając koło domków spostrzegła, że brakuje jednego. Dla dzieci pana umarłych.Dziwne. Chociaż zawarli pakt to dla pozostałych są postawione. Dlaczego go ominęli?

- Ej, czemu Hades nie ma tu domku?
- Nie ma również tronu na Olimpie. Wystarczy, że rządzi się po swojemu w Podziemiu. Gdyby miał tu domek... - wzdrygnęła się - No cóż, nie byłoby to przyjemne, tak to ujmijmy.
- Coś mi się zdaje, że ten pakt długo nie przetrwa. Zeus już złamał przysięgę. Ciekawe kto będzie następny.
- Fajnie byłoby taką wojnę na żywo zobaczyć. - powiedziała Clarisse na co Alex zciągnęła brwi - Gdyby mnie nie pozabijali. No, ale z córką Aresa radziłabym nie zadzierać.

Ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że żyję teraz w innym świecie. Zastanawiam się jak oni to wszystko przez tyle lat ukrywali. Babka wspominała nam na historii to i owo. Na szczęście się przydało.
Ale mam jeszcze dużo do ogarnięcia.

- Pewnie nie chcesz o tym gadać, ale dlaczego masz złe nastawienie do ludzi. Ekhm, no herosów. No i satyrów.
- Można w pewien sposób powiedzieć, że córka Ares'a nie lubi zawierać przyjaźni z byle kim. Na przykład z kozłonogami. - przerwała na chwilę i dodała: - Ciekawe co teraz myślą na temat Sileny.
- Twoja przyjaciółka?
- Tak. Córka bogini miłości. Znamy się od dawna. Przeciwieństwa się przyciągają, więc to nic dziwnego. Ale ja z Lukie'm, nie. Kiedy będziesz miała ochotę to mogę ci ją przedstawić.
- Ciągle o nim myślisz co?
- Nie.
- Nie wiem czy dobrze zapamiętałam, ale dzieci bogini miłości mogą wyczuwać uczucia. Możesz powiedzieć jej o nim.
- No co ty! Ale jeśli Ty byś mi coś takiego zrobiła to bym Cię chyba musiała zabić. Chociaż nie chciałabym mieć do czynienia z twoim ojcem. Coś czuję, że będę miała ogromne kłopoty przez niego.
- Wiesz kto to?
- Nie, to tylko przeczucie.

Ciekawe ile będę musiała czekać żeby się tego dowiedzieć.
Ale serio? Córka miłości z prawdziwą wojowniczką. Połączenie doskonałe. Nie mogę, chyba za chwilę wybuchnę ze śmiechu. Nie, nie mogę bo się skapnie. Dobra, chwila. Nie, no. Już. Koniec -uciszyła się.


- Spoko. Mam pytanie... Dlaczego zadajesz się akurat ze mną?
- Mam jakieś takie przeczucie, że mogę ci ufać. I o gólnie masz fajne imię. Takie mocne, twarde. Widać, że nie warto ciebie wkurzać.
- Dzięki. Jednak i tak ciągle nie wiem kim jestem i o co w tym wszystkim chodzi.
- Nie przejmuj się. Wszystko się wyjaśni. Wierz mi.
- Uwierz mi, chciałabym. Ah, nie chcę cię martwić i w ogóle, ale jest 30 po. - powiedziała po spojrzeniu na zegarek
- Jesteśmy już na miejscu. Aha, no tak. Są pewne zasady. Przy każdym stoliku tylko ci od jednego boga. Dlatego nie możemy razem usiąść. Hermes, król złodziei przyjmie wszystkich nie określonych. Pamiętasz pewnie mądralińskiego? On jest grupowym. Usiądź przy tym stoliku co on. Ja muszę prześlizgnąć się do mojego. Wiesz, reputacja. - uśmiechnęła się

Odchodząc szybko przyczłapała się do swojego stolika. Alex zatrzymała się przy schodach. Wysunęła lekko głowę i w oddali dostrzegła ten stolik, o którym mówiła Clarisse. Na razie jest dobrze. Teraz tylko ważne żeby nikt mnie nie zauważył. Są tu ostre zasady. Za łamanie ich jest kara. Może to brzmi dziecinnie, ale uwierzcie mi. Z Dionizosem radzę nie zadzierać...

- Bu! - krzyknął jej do ucha Luke
- A! - krzyknęła

Teraz wyszłam na kompletną idotkę. Nie mogę się tak dawać.
Ale serio, przestraszyłam się.

- No wiesz co! - szeptała - Ja tu się próbuję wymigać od kary a ty chcesz mi ją załatwić koleżeńsko.
- A myślisz, że ja co robię?
- Gdzieś ty był?
- To na razie nie twoja sprawa. A ty bawiłaś sie z Clarisse?
- Tak jak by. Nie stercz tu, bo nas zauważą.

Pchnęła go do tyłu i poszła przed siebie do stolika.

- Ej przesuńcie się - szeptała.
- Nowa jesteś?  - ścisnęli się jak tylko mogli. Mało to ich nie było.
- Ona jest ze mną. - powiedział Luke

A on to skąd się pojawił? Wyszedł z pod ziemi? Coś mi się zdaje, że zadawanie się z nimi to będzie czysta przyjemność. Może w końcu nauczę się czegoś pożytecznego

- Nie jestem. Znacie tu jakieś miejsce żebym mogła pojeździć na desce? - dodała
- Chyba nie. Ale spróbujemy coś wymyślić.
- Pokażesz ją? - spytał najmłodszy
- Jasne. Dostałam ją na moje 7-me urodziny. Od tej pory jest ze mną w każdym miejscu. Orzeł dla tego, że jest on bardzo szybki i mądry. Nie powiedziałabym tego oczywiście o sobie. Tylko nie wiem dlaczego ciemne tło. Przecież moja matka wie, że moim ulubionym kolorem jest fuksja. - po małej przerwie dodała - Kompletnie zapomniałam. Jestem Alex, córka... No nie wiem jeszcze kogo, ale się dowiem.

Zapomniałam kompletnie o mamie. Muszę się z nią jak najszybciej skontaktować. Wiem, że wie, że jestem na obozie. Ale skoro się z nią nie skontaktowałam to może myśleć, że coś mi się stało... Że nie dotarłam na miejsce. Oj nie dobrze. Zrobi się z tego afera. Uwierzcie mi, nie jeden raz już była.
Ale skoro wiedziała o obozie to pewnie zna cały ten dziwny świat. Wie coś więcej o herosach. Ale dlaczego mi o tym nie powiedziała? Mówi mi zazwyczaj o wszystkim... Coś jest nie tak. Ukrywa pewną kwestię. Ale co?
Spytam się Grover'a czy jest tu jakiś telefon. Wiem, że to środek lasu, ale powinno coś być. Mam nadzieję, że moja matka się nie zamartwia. Ale mi głupio, że tak o tym zapomniałam. Nawet nic jej nie powiedziałam. Dobra, ustalone. Jutro z rana on musi dać mi zadzwonić.

- A ja... - chcieli powiedzieć, ale im przerwała
- Powiecie mi w domku. Pogramy sobie wtedy w pokera i takie tam.
- Umiesz w to grać? Wiesz jesteśmy na wysokim poziomie. Nie wiem czy dasz sobie radę.
- No jasne, że tak. Jak chcecie to możemy też w Brydża, znam fajną jego odmianę i Makao.
- Makao? - zdziwili się chórem
- Słyszałem o tym gdzieś. - oznajmił Luke
- Może w świecie śmiertelników?
- Możliwe... - zaśmiał się.
- Wytłumaczę wam w swoim czasie. Eee, jak coś się zamawia? Strasznie zgłodniałam
- Po prostu zażycz sobie co chcesz. Poproszę placek z jagodami i napój brzoskwiniowy.
- Poproszę czekoladę i babeczkę miętową.
- Przy naszej pomocy wszystko ogarniesz. - powiedzieli
- Zostaw trochę na ofiarę. Każdy musi ją wrzucić w grecki ogień. - odpowiedział młodszy brat Luka.

Wypiła czekoladę jednym łykiem i wytarła usta po bitej śmietanie. Wepchnęła do ust połowę babeczki i poszła z chłopakami wrzucić jedzenie. Proszę tato. Mam nadzieję, że mnie pamiętasz. Kimkolwiek jesteś...
Nie zapominaj o mamie. Jeśli możesz... Przekaż jej wiadomość, że jestem bezpieczna, by się nie martwiła.
Po wrzuceniu jedzenia w grecki ogień poczuła piękny zapach.

- Ale ładnie pachnie moją babeczką. Czy to nie powinno czuć spalenizną? Tak jak jest normalnie?
- Tak u nas jest. Przyzwyczaisz się. - odpowiedział chłopak.
- Idziesz z nami na ognisko? - spytali się pozostali podekscytowanym głosem.
- Bardzo bym chciała, ale muszę jeszcze dużo spraw przemyśleć. Jak przyjdziecie jeszcze przed moim zaśnięciem to pogramy w karty.
- Dobra, też przez to przechodziliśmy. Nie martw się. A jak będziesz czegoś chciała, to ci skołujemy. - odpowiedział ten blisko Alex.
- Jasne, dobrej  zabawy.

27 września 2014

Zabójcze taxi

" Rzucił monetę na jezdnię, a ona utonęła w asfalcie i znikła, zamiast zabrzęczeć, jak można by się spodziewać. Przez chwilę nic się nie działo. Następnie, dokładnie w miejscu, gdzie upadła moneta, asfalt pociemniał. Wytopił się w regularny prostokąt, mniej więcej rozmiarów miejsca parkingowego, który bulgotał jakąś ciemnoczerwoną, przypominającą krew cieczą. Chwilę później z tej mazi wyłonił się samochód.  I przed nimi ukazało się nie żółte, lecz w kolorze szarego dymu taxi. Wyglądała, jakby była utkana z dymu, jakby można było przejść nią na przestrzał. Na drzwiczkach widniały jakieś litery - coś, co wyglądało jak CRATA GRIXAJ - ale moja dysleksja utrudniała odcyfrowanie napisu. " - cytat z książki ( PJ & Bogowie Olimpijscy - Morze Potworów )

- Woow! Jak ty to zrobiłeś? - spytała zaskoczona
- To nic takiego w porównaniu z  tym co ciebie czeka. - uśmiechnął się. - Wskakuj, przed nami długa droga. Chcesz? - podał jej puszkę
- Nie dzięki. Nie lubię puszek.- zaśmiała się
- No co ty. To jest dla mnie. Nigdy nie dałbym ci takich delicji. A ty naciesz się tą drożdżówką.
- Dzięki. Ale...
- ... dlaczego jem puszki? - dokończył za nią. - Jestem satyrem. Mam też kopyta i rogi. - mówiąc to zdjął sztuczne stopy i ściągnął czapkę.
- Jak już to różki! - zaśmiała się, w odpowiedzi na co on znów ją ubrał.
- Nie śmiej się. Kiedyś będą większe... Hmmm, nudno tu co? Jak chcesz to mogę zagrać ci coś na piszczałkach.
- Nie!!! - zawołały trzy kobiety siedziące na przednim siedzeniu, których wcześniej nie zauważyła.
- Kompletnie nie umie grać. - powiedziała ta z lewej. - Witamy w Gracjar Taxi. Przewozimy głupich herosów i zdarzy się, że potwory. Jestem Sekutnica, po mojej prawej Nawałnica. Ostatnia to Wścieklica.
- No ma się rozumieć. Ale nie przyzwaczajajcie się. Herosi to na razie ostatnia rzecz o której myślę. Ten ostatni to.. No, lepiej nie gadać o tym. - rzekła wcześniej wspomniana Wścieklica
- Siedź cicho. Też chcę z nimi pogadać. A i jaki kursk? - uśmiechnęła się powoli Nawałnica
- Obóz Herosów. - powiedział kozłonóg
- Ciekawie będzie się zapowiadać. - odpowiedziała Nawałnica
- Och! Zamknijcie się, do jasnej. Prowadzić nie mogę! No i nie mogę oka znaleźć!  - zdenerwowała się Wścieklica.
- Oka? - zdziwiła się Alex
- Długo by gadać - powiedziały wszystkie odwracając głowy.
- OOyhhh - wykrzyknęła czarnowłosa gdy trzy kobiety odwróciły się i ujrzała, ze nie miały gałek ocznych. Wszystkie miały niebieską cerę. Jedna miała rude włosy spięte w kok z przyczepionym białym kwiatem, druga też ruda, z fryzurą Frankestin'a, trzecia brązowe, spięte w niską kitkę.
- Nie będę cię zanudzać - rzekła wścieklica
- Żadna z nich nic nie widzi dlatego je potrzebują. - stwierdził Grover
- Zgadza się kochanienki. - przytaknęła Nawałnica
- O znalazłam! - zaskrzeczała z radością Sekutnica
- Czerwone!!! - ryknęła Alex
- TRZYMAĆ SIĘ! - wrzasnęła Wścieklica
- Hamulec!!! - odkrzyknęła środkowa
- Ufff.... - odetchnął Grover
- Niedobrze mi. - powiedziała dziewczyna
- Wytrzymaj! Nowe siedzenia kupiłyśmy tydzień temu. - odrzekła Wścieklica mówiąc lekko z trudem, bo najwidoczniej dopadło ją to samo co Alex.
Po dłuższej chwili szalonej jazdy taksówką odezwał się satyr:
- Pamiętasz pewnie ze szkoły mitologię... Tak? - zagadnął
- Jasne, że tak. Uczyliśmy się tego. - odpowiedziała
- Oni ciągle żyją. Posejdon, Zeus i Hades są główną trójką. Jest też 11 pozostałych.
- Tak jak np. Hefajstos, Apollo. Poczekaj... Co powiedziałeś? ONI żyją?! - rzuciła oszołomiona
- Zaczyna się - zaśmiała się ta przy kierownicy
- Ci trzej zawarli pakt -  nie mogą mieć dzieci z ludźmi.
- A co z resztą?
- Pozostali tak, bo nie są tak potężne jak u głównej trójki.
- Poczekaj... Ale jak ma się to do mnie?
- Jesteś pół bogiem, pół człowiekiem. Jednak ma to dobre i złe strony. Ścigają cie potwory, ale za to ratujesz świat. - wyjaśnił Grover
- Ooo... - po dłuższej ciszy odezwała się - Wierzę ci. Ale jak byłby to ktoś, kogo kompletnie nie znam uciekłabym podczas jazdy tą taksówka albo i wcześniej. Zrozum, że nie wiem co myśleć. Już nic nie ogarniam. Nikogo nie znam oprócz ciebie. Mam nadzieję, że nie okażesz się kompletnym durniem. Nie zrozum mnie źle. Ale muszę parę rzeczy przemyśleć. Chciałabym żebyś pomógł mi to wszystko zrozumieć. Fajny z ciebie kumpel. Ale nikomu oprócz ciebie nie ufam.
Zaczęła powoli układać sobie wszystko w głowie gdy zawyła starucha z okiem:
- Już jesteśmy. Należy się 12-ście drachm.
- Wysiadajcie. - oznajmiły z satysfakcją po podaniu pieniędzy przez heroskę
- Do zobaczenia - krzyknęła biorąc deskę
- Niedługo znów się spotkamy. - zasyczała po prawej
- Będzie o wiele ciekawiej - zarechotały dwie przy kierownicy

Po chwili wysiedli z wozu i poszli przed siebie. Zauważyła rozchodzący się po wszystkich stronach las. Dalej nic nie rozumiem. Ja herosem? Ciekawe jak to możliwe. A ten obóz? Niby gdzie...? Pewnie to tylko marny żart. A za chwilę będziemy bawić się w harcerzy. Świetnie!

- Dużo jest takich jak ty. Jak czegoś nie rozumiesz wystarczy pójść do Chejrona. Obecnie jest mistrzem szachów.
- A kto to taki? - zagadnęła
- Centaur. Pół...
- Wiem o co chodzi. Nie musisz tego tłumaczyć. - weszła mu w słowo Alex
- Albo o kogo. - uśmiechnął się
- Licząc Chejrona - zaśmiała się
- Widzisz tą sosnę? - mówiąc to zatrzymał ją. - Kiedyś to była dziewczyna. Nazywała się Thalia - Córka Zeus'a, pana niebios. Nie martw się, dalej żyje. Tworzy tarczę na terenie całego obozu. Obrania ona przed potworami. Poświęciła się, by ocalić mnie Ann i Luka. - posmutniał Grover
- Może kiedyś znów ją odzyskacie?
- Chciałbym mieć taką nadzieję...
- Hej, spójrz! O to ci chodziło? - spytała podekscytowana widząc napis: ,, Obóz Półkrwi ”. 
- Tak. Oprowadzić cię?
- Jasne, dzięki.

Strasznie tego dużo. Wielki dom, boisko do siatkówki, rzemiosła, jezioro, teatr, skałka wspinaczkowa, jadalnia, domki, ognisko, arena, zbrojownia, stajnie, plaża sztucznych ogni, strumień Zefira i pola truskawek. Powinni jakąś mapę zrobić. Z dłuższego rozmyślania wyrwała ją pewna dziewczyna:
- Ooo. Nowa dziewczyna? - stwierdziła. Była wysoka i dobrze zbudowana. Miała włosy w kolorze brązowym lub ciemnego blondu, przewiązane bandaną oraz brązowe oczy i harde spojrzenie.
- Daj spokój Clarisse - rzucił Grover
- A ona? Kogo jest córką?
- Jest nowa.
- Satyr, który nie ma pojęcia z kim ma do czynienia. Skąd się urwałeś? Hej, jestem Clarisse, córka Aresa, boga wojny. - powiedziała zwracając się do nie określonej. - A ty?
- Jestem Alex. Czekaj... boga WOJNY? Ale fajnie, na pewno jesteś dobra w walce.
- Jak chcesz to mogę z tobą poćwiczyć. Dam ci małe fory.
- Nie radzę ci... - powiedział Grover
- Ej! To ona podejmuje decyzje. nie musisz być jej jakąś niańką. To co Alex?
- Jasne, chodź. Naucz mnie paru trików, bo mam wrażenie, że jestem beznadziejna. - odparła


Nagle usłyszała jakiś głos w swojej głowie:
- Alex, to ja Grover.
- Jak się dostałeś do mojej głowy?
- Jest to połączenie empatyczne.
- No niech ci będzie. Chyba już nic dzisiaj mnie nie zdziwi. Tak jak by co to nie przypadła mi do gustu Clarisse. No wiesz bóg wojny. Ale jak bym jej odmówiła od razu to pewnie zaczęła by na mnie się wydzierać i sprawa by się o wiele pogorszyła.
- Rozumiem cię. Mam z nią słabe relacje... Dobra, to spotykamy się przy obiedzie. Zerwać połączenie?
- Nie, może kiedyś się przyda.
- Masz rację. A i nie zdziw się jak będziesz widzieć mnie w snach.
- Co? No bez przesady!
- Mogę pokazać ci w nich gdzie się znajduję jak będę w tarapatach.
- No okej. Życz mi powodzenia. - westchnęła
- Trzymam kciuki żeby cię nie zamordowała.
- Haha. Spoko. Trzymaj się.

Muszę na nią uważać. Z córką boga wojny lepiej nie zaczynać.

26 września 2014

Alex myślała, że nic już jej nie zdziwi, ale najlepsze dopiero przed nią.

Jest to pierwsza część o Alex. Wzoruję się na książkach Ricka - Percy Jackson & Bogowie Olimpijscy (---> i może następne części ). Można powiedzieć, że " wczepiam " postać ( a może i więcej? ) w tą serię.


Jak by nigdy nic Alex obudziła się w swoim łóżku. Ten SEN. Dziwne, że ciągle go pamiętała. Gdyby go można było tak nazwać. Z reguły zapominała zaraz po tym jak chciała komuś o nim opowiedzieć. Ale nie dzisiaj.
Była na dnie oceanu. Z każdej strony otaczały ją rośliny - glony, różnobarwne wodorosty oraz czasem przepływały dziwne podwodne ryby. Leżała na czarnym pyle, który od czasu do czasu rozchodził się w różne strony. Jej długie czarne włosy doskonale zgrywały się z tłem podwodnego świata.
-  Co ja tu robię?
Po chwili usłyszała pewien niski, męski głos:
- Strzeż się. Teraz na twojej drodze czyha wiele niebezpieczeństw. Musisz uważać.
- Kim jesteś?- po dłuższej chwili zastanowienia powiedziała, ale już nie przemówił.

Chciała jeszcze rozejrzeć się po tej niebieskiej przestrzeni, ale usłyszała pewien hałas tuż obok swojej głowy.  Nie mogła wytrzymać. Po kilku sekundach zdenerwowana obudziła się. Obejrzała się szybko przez ramię. To tylko budzik. Ufff. Przyglądnęła się wskazówkom. Wszystko było zamazane, więc przysunęła budzik jeszcze bliżej. Z przerażeniem powoli odczytała, że jest 7:30. Dopiero wstała, więc to nic dziwnego, że nie mogła dobrze odczytać czasu. Albo to przez dysleksję. Może zdążę?. W końcu to nie tak daleko. Wstając z łóżka owiniętego zielononiebieską płachtą zauważyła małą żółtą karteczkę leżącą na biurku z dzisiejszą datą. Było tam napisane : "sprawdzian z matmy". O nie! Znów zapomniałam. Otwiera książkę na spisie treści. G,g,g,g, Geometria! Tak, o to chodziło. W sumie to nie takie trudne jak się wydaje.
- Alex? Co tam tak długo robisz? Za chwilę herbata ci wystygnie. Jest już 45 po. Zrobiłam ci śniadanie. - powiedziała mama
- Dzięki. Już się ubieram. Za 5 minut do ciebie przyjdę. - odpowiada sfrustrowana.

Jak mam zdążyć w 10 minut?  Trochę szczęścia by nie zaszkodziło. Uśmiecha się. Ubiera bieliznę, krótkie jeansowe spodenki, koszulkę z nadrukiem ulubionej płyty - American Idot, zespołu Green Day. Zakłada szczęśliwy naszyjnik ze szmaragdem (jedyna pamiątka od ojca), niebieską bluzę, szare tenisówki i czarny zegarek. Myje twarz w umywalce. Czesze swoje włosy. Zaplata w kłosa, wplata grzywkę. Z satysfakcją biegnie do kuchni.

- O! Szybka jesteś. - woła moja nadopiekuńcza mama - Dobra, nie będę cię już zagadywać. Jedz!
Dzisiaj wyglądała wyjątkowo pięknie. Jasnozielone oczy miała bardziej wesołe. Nawet jej brązowe, krótkie świderkowate włosy wydawały się bardziej żywe.
- Nie musisz mnie do tego namawiać. - śmieje się
- Schowaj sobie do kieszeni bluzy - odpowiada podając jej do ręki kanapki ze schabem w środku.
- Dzięki. Mówiłam ci już, że za bardzo się o mnie troszczysz?
- Nawet nie wiesz ile razy - zaśmiała się

Nie minęła minuta a Alex była już najedzona i gotowa do wyjścia. Żeby nie było nieścisłości to mieszka w Southampton. W szkole ma szafki na swoje rzeczy dla tego nie musi nic tam zanosić. Chyba, że jedzenie.

- Mamo ja już lecę. - powoli wychodzi
- Dobrze. - odpowiada mama. Weź deskę! Będziesz szybciej. - odpowiada po chwili namysłu.
- O! Dzięki za pomysł. - migiem rzuca się do pokoju w poszukiwaniu swojej pomalowanej na ciemne kolory deski z na lakierowanym na przodzie białym, z podniesioną głową orłem. Wreszcie ją widzi. Podnosi ją i z prędkością światła wybiega za drzwi.
- Cześć! Do zobaczenia! - krzyczy zbiegając po schodach
Zamykając drzwi mama dopija kawę i macha ręką nie zajętą przez kubek. To będzie długi dzień. Schodzi szybko po odrapanych, brązowych schodach. Jest już na dworze. Spogląda w niebo. Nie mogłoby być dla odmiany dzisiaj zimno? Zbrzydł mi już dawno ten piekielny upał.
O co chodzi z tym SNEM? Na co mam uważać? Yhhh! Gdyby dla odmiany mógłby " ten ktoś " powiedzieć o co tu chodzi. Mam szczęście, że jeszcze mi głowa nie odpadła od tych myśli. Już nic nie rozumiem. Co się ze mną dzieje! Widzę jakieś dziwne typy, których nikt nie zauważa oprócz mnie. Jeszcze dopadło mnie jakieś ADHD. Dobrze, że jeszcze nie zwariowałam. Spogląda na zegarek. 7:52. Dobra, już tyle nie rozmyślaj. Weź się w garść.Szkoda, że nie mogę w jakiś sposób zatrzymać czasu. Przydałoby się - śmieje się. No to lecimy! Wymija szybko uśmiechniętych się od ucha do ucha ludzi. A im co znowu? Po rozdzieleniu się tłumu zaczyna odpychać się coraz mocniej. Przejeżdża przez zalaną po bokach zebrę. Najpierw jedną, drugą, trzecią i po kilku metrach widzi już swoją szkołę. O! Pomalowali przez weekend. Spryciarze. Nawet w tym niebieskim wygląda ładnie. Szybko wyhamowuje. Otwiera drzwi wejściowe, wbiega po schodach na korytarz. Ustawia kod, otwiera swoją szafkę namalowaną przez nią w stokrotki na czarnym tle.Fajny ten pomysł. Szkoda, że za dwa tygodnie pożegnam się z nią. Hmm, przecież mogę wyrwać drzwiczki.  Bierze piórnik i z deską biegnie do sali co chwila patrząc na zegarek. Jeszcze minuta! Pędem staje koło ludzi z klasy.
- Fajna deska. - powiedział Jerome
Był to wysoki chłopak z opadającą na twarz z jednej strony blond grzywą. Miał na sobie czarne tenisówki, połówki-jeansy i zapiętą pod szyję szarą bluzę.
- Dzięki. A ty co taki dzisiaj miły?
- Spróbować nie można?
- Ohoho. Będziesz musiał się dużo napracować żeby to osiągnąć.
- Widać, że osiągnęłaś kolejny poziom wredności.
- Ty to pewnie już do setki dobiłeś.
- Żebyś wiedziała. Co tam u ciebie?
- Na razie dobrze.A u ciebie?
Skąd u niego takie pytanie? Co się stało? Świat stanął na głowie?
- Też okej.
- A jak tam twoja deska?
- Poharatana po ostatnim tricku.
- A jaki to trick?
- Bluntslide
- Pff. Tego nauczyłam się na ostatnich wakacjach.
- Nauczysz mnie? - po chwili wahania dodał - Albo czy chciałabyś tak ogólnie się spotkać?
Jakie durne pytanie. Lepszego to już nie umiał wymyślić. Zaraz, zaraz czy on chce mnie poderwać? Nie... A może? To przecież ten sam chłopak. Nigdy do głowy nic takiego by mu nie przyszło. W ogóle nie myślałam o nim w ten sposób.
- Jasne, nauczę cię, ale muszę znaleźć czas.
- Dzięki.
- A teraz coś za coś. Mogę z tobą usiąść na matmie? Słyszałam, że jesteś dobry.
- Spoko
- Dasz ściągać?
- Nawet nikt tego nie zauważy.
- Ciągle nie wierzę, że się zmieniłeś. Tydzień temu wyzywałeś mnie od...
- ... nie ważne. - przerywał Alex. - Co było, minęło...muszę, muszę...- zaczął szeptać do siebie.
- Co musisz?
- Nic takiego.Eee, do kibla lecieć.
- Minutę przed klasówką?
- Eh... No dobra. Niech ci będzie. To taki zakład. Mam być dla ciebie miły jeszcze przez dwa tygodnie. Do końca roku. Ale powiedziałem chłopakom, że to bez sensu. Nie chodzi o to, że cię lubię.- na te słowa odetchnęła z ulgą. - Po prostu. Fajna z ciebie kumpela. Nie wliczając to ile razy się wyzywaliśmy. - dodał
- Niech ci będzie. Ale ciągle mam na ciebie oko. Nie wygrasz, ze mną łatwo.
- Kiedy ja...
- Zobaczymy. Jak ty dobrze nastawisz się do mnie to ja zrobię to samo.
- To da się załatwić. - już chciała otworzyć usta, ale Jerom zaczął gadać dalej. - Bez żadnych, ale. - zażartował a ona zaśmiała się
- NIE MOGLIŚCIE JUŻ CIAŚNIEJ SIĘ USTAWIĆ? PRZEJŚĆ NIE MOŻNA - wydarła się dyrektorka przerywając brutalnie ich rozmowę
- Już wchodzimy per, pani, pani dyrektor. - odpowiedział pół tonem chłopak.
Szybko dogonili klasę i weszli do sali.
- Ja po lewej. - powiedziała Alex siadając w ławce i kładąc deskę na podłodze.
Otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale kiedy zobaczył, że jest leworęczna, automatycznie je zamknął.
Testy już leżą. Na kartce widnieje 12 zadań. Alex zaczyna czytać, ale jedyne co widzi to bezsensownie połączone litery nie mające kompletnie żadnego sensu. Po kilkakrotnym mrugnięciu dalej widzi, że coś jest nie tak. Powoli wyciąga rękę do góry.

- Tak? - pyta się nauczyciel
- Nie mogę odczytać testu. Wszystko zamazuje mi się przed oczami.
- Poczekaj... Masz, trzymaj.- Wręcza jej dwie kartki do ręki. Z adnotacją ,,dysleksja".

Dwie? - marszczy czoło dziewczyna. Dostawała już podobne testy, ale ten był zupełnie inny.Jaka dziwna czcionka. Ale za to bardzo łatwo ją odczytuje. Nie więcej niż po 15-stu minutach oddaje klasówkę profesorowi. Bierze deskę i wychodzi za drzwi pokazując klasie dwa kciuki. Jerome odpowiada jej uśmiechem. Ehh... co z tego typa wyrośnie. Po zejściu ze schodów niespodziewanie w jednej ręce pojawia jej się pewna fotografia. Nagłe pojawienie się jakiegoś przedmiotu nieco ją zszokowało, ale gdy się przyjrzała się zdjęciu okazało się, że to co było na niej zdumiało ją jeszcze bardziej. Zauważyła na niej starszego pana z uśmiechniętymi oczami i stojącą koło niego jej matkę. Ciekawe kim on jest i co gorsza... Co tu robi moja matka?. Bez namysłu obróciła zdjęcie. Widniał tam napis ,, Πιστέψτε στον εαυτό σας ”. Znaczyło to: Uwierz w siebie. Po przeczytaniu zniknął zapadając się w papier. Co tu jest grane? - zdenerwowała się. Żeby jak najszybciej o tym zapomnieć chciała się położyć w łóżku i zasnąć. Może to wszystko okazałoby się snem? Jak najszybciej chciała wyjść ze szkoły. Postawiła deskę na podłodze i przyspieszała jak może byle stąd wyjść. Skoczyła na barierkę na schodach. Posypało się parę iskier, ale to akurat było normalne. Do tej pory wszystko byłoby dobrze gdyby ten chłopak nie zaczął jej nawoływać:

- Alex! Alex! - wrzeszczał nieznajomy
- Tak? - krzycząc z kilku metrów spytała dziewczyna.
- Weź zaczekaj!
- Co jest? - śmiała się ironicznie. - Jak na dzisiaj mam już dużo wrażeń.
Wzięła deskę pod pachę i poczekała na niego.
- Nie wiem czy twoja mama już ci powiedziała, ale za kwadrans jedziemy na obóz.
- W sumie to dobrze. Nienawidzę chodzić do tej durnej szkoły. - prychnęła. - Czekaj.. Ja cię znam, ty jesteś Grover.Tak? - stwierdziła widząc wysokiego chłopaka trzymającego w rękach o kule. Miał kręcone brązowe włosy przykryte lekko czapką, brązowe oczy, delikatnie zarośniętą brodę i podbródek - Siedziałeś ze mną na historii.
- Yhmm...
- Ale jaki znów obóz? - powiedziała przypominając o tej sprawie
Dlaczego zawsze muszę dowiedzieć się ostatnia?
- Obóz herosów. Wytłumaczę ci w czasie jazdy. Poczekaj chwilę. - mówiąc to zaczął szperać w swoich kieszeniach. - Mam aż 15-ście! Bogom, niech będą dzięki - chłopak wyciągnął złotą monetę. Na awersie widniała głowa Zeusa, na rewersie zaś Empire State Building.
Ja chyba śnię. Znała Grover'a, ale żeby płacić taką kasą? Niech mnie ktoś uszczypnie. Po chwili zrobiła to sama.
- Ał!
Musiałam to zrobić tak mocno? Zamrugała oczami i spojrzała za i przed siebie. To nie jest sen. To jest serio! Yhhh! Co się ze mną dzieje! A co gorsza, o co tu chodzi!

- Grover - zwróciła jego uwagę - Taksówkarze nie przyjmą czegoś takiego.
- Wierz mi, wiem co robię.
- Nie sądzę. I tak w ogóle skąd wziąłeś tą monetę? Takich od lat nie ma chłopie.

- To jest drachma, olimpijska waluta. Wiem, że większość rzeczy nie rozumiesz, ale nie martw się. - dodał po pewnym czasie. - Dużo jest takich jak ty. Wszyscy tak zaczynali. Jak pobędziesz trochę na obozie to wszystko zrozumiesz.
- Ufam ci Grover. Dlatego spróbuję.
- Ja tobie z resztą też. Mam ci jeszcze dużo do powiedzenia, ale to wszystko podczas jazdy.
Stethi - zawołał po starogrecku. - O harma diaboles!


Kiedy przemówił w języku Olimpu, jakimś cudem zrozumiała, co to znaczyło. Powiedział: Zatrzymaj się, Rydwanie Nienawiści!